literature

Porzucone dziecko (hobbit fanfiction) Rozdzial 6.

Deviation Actions

Demeter19's avatar
By
Published:
2.6K Views

Literature Text

Rozdział 6: Elf w kopalni

Zbliżały się siódme urodziny, Elen i każdy, dla kogo była ona ważna, chciał wymyśleć jakiś wyjątkowy prezent. Bombur, oczywiście postanowił przygotować jej tort wielopiętrowy, ozdobiony cukrowymi kwiatami, a na samej górze z figurką kolorowego ptaszka. Balin, specjalnie dla niej, zamówił niezwykle ilustrowaną bajkę. Na każdej stronie znajdowały się rysunki, tak pięknie namalowane, że wydawało się, iż istoty na nich przedstawione, wyskoczą z kartek i staną się żywe. Dwalin, mimo głośnego sprzeciwu Thorina, postanowił stworzyć salę treningową, w której mogłaby szkolić swoje umiejętności wspinaczki. Fili i Kili, kilka miesięcy wcześniej, wpadli na szalony pomysł sparowania swoich koni, czyli Azteka, czarnego ogiera, z Mgiełką, siwą klaczą. Plan był o tyle skomplikowany, że musieli dobrze wyliczyć, kiedy ma narodzić się źrebak, o ile by się narodził. W razie klęski, planowali po prostu zakupić dla niej, jakiegoś kucyka, jednak chcieli, żeby to było, coś bardziej wyjątkowego. Udało im się, bo tydzień przed urodzinami Elen, Mgiełka wydała na świat jasnego ogierka, który potem dostał od swoje Pani na imię, Mglisty. Nic jednak nie przebiło, tego, co stworzył Thorin. Swojej adoptowanej córce, podarował w prezencie naszyjnik, ale nie byle, jaki. Na cienkim, srebrnym łańcuszku wykonanym z mithrilu, zawieszona była krwisto czerwona róża. Została ona stworzona z dzikich diamentów, tych samych, które, Elen, znalazła parę lat wcześniej w zakazanej jaskini. Sam tylko król wiedział, ile mozolnych godzin zajęło mu tak precyzyjne oszlifowanie, tego niezwykle cennego kamienia. Jego ciężka praca została wynagrodzona, bo dziewczynka była zachwycona prezentem, nie chciała zdejmować naszyjnika i dumnie pokazywała go wszystkim.
Choć jej życie wydawało się być przepełnione radością i miłością, to nie umiała pogodzić się ze swoim pochodzeniem. Nie znosiła, gdy ktoś mówił, że jest elfem i czasem, z ukrycia, przyglądała się elfim dzieciom na targu. Różniła się od nich, była od nich o wiele niższa i nie była tak chuda. Jej oczy były brązowe, a włosy stawały się coraz gęstsze, ciemniejsze i pofalowane. Niestety jej skóra była tak blada jak ich, jej uszy lekko szpiczaste, a rysy jej twarzy podobnie delikatne. Gdyby mogła wyrzuciłaby z siebie wszystko, co odziedziczyła po swoim ojcu. Zauważyła też, że elfy rzadko noszą biżuterię i to sprawiło, że jeszcze bardziej pokochała swoją diamentową różę, która wzbudzała zachwyt wśród krasnoludów, także wśród dzieci. Kilka dni po swoich urodzinach, Elen, spotkała się ze swoimi dwiema koleżankami i pokazywała im naszyjnik.
- Przepiękna - powiedziała Amira, mała krasnoludka, o brązowych włosach i niebieskich oczach.
- Ty, to masz szczęście - dodała Nita, blondyneczka z piwnymi oczami.
- Pff, ładny ten naszyjnik, ale nie dla kogoś takiego jak ty - Usłyszały jadowity głos za sobą.
Odwróciły się i zobaczyły chłopaka, o znajomej rudej czuprynie i wiecznie zmarszczonym nosie. To był syn nadwornego kowala, którego, Elen, poznała kilka lat wcześniej. Dziewczynka go nie znosiła, od momentu ich pierwszego spotkania, kiedy to, Terkan, wydzierał się na nią. Miała wrażenie, że zawsze, kiedy na nią patrzył, w jego oczach była zazdrość.
- Odejdź stąd, Terkan! - krzyknęła Amira.
- To elf!!!- odkrzyknął chłopak. - A elfy, nie powinny nosić diamentów.
- Nie jestem elfem!!!
- To, że mieszkasz z królem, nie znaczy, że jesteś jedną z nas.
Elen, poczuła jak coś w środku niej się gotuje z wściekłości. Była już na tyle duża, że zdawała sobie sprawę, że wielu toleruję ją tylko ze względu na, Thorina i to bolało ją jeszcze bardziej.
- Ty, odszczekasz to! - krzyknęła dziewczynka i podbiegła do niego z całych sił popychając go na ziemię.
Rudzielec był tak zaskoczony, że w porę nie zareagował i przewrócił się, ale zaraz skoczył na równe nogi, gotowy uderzyć, Elen. Małe krasnoludki patrzyły na to z przerażeniem, ale ich przyjaciółka była nieugięta, jakby nie zdawała sobie sprawy z przewagi przeciwnika. Terkan, ruszył w jej stronę unosząc rękę i wtedy ktoś stanął pomiędzy nim, a dziewczynką.
- Co tu się dzieję?! - warknął, Fili.
- On chciał ją pobić - powiedziała Nita.
- Bo ona mnie popchnęła.
Krasnolud odwrócił się do siostry, patrząc na nią łagodnie.
- To prawda, popchnęłaś go?
- Tak, bo on powiedział, że jestem elfem i, że nie powinnam nosić diamentów.
Terkan, przez chwilę myślał, że blondyn stanie po jego stronie, ale bardzo się mylił. Fili, pogłaskał czule siostrę po policzku, a po chwili zmierzył groźnie syna kowala.
- Wiesz, co król by ci zrobił, gdyby dowiedział się, że chciałeś ją uderzyć?
- To ona zaczęła!
- Dosyć tego, Terkan. Jeśli nie chcesz, żebym sprał ci skórę, to lepiej zejdź mi z oczu, natychmiast!
Chłopiec przestraszył się i szybko pobiegł do domu. Fili, uśmiechnął się do dziewczynek, dumny niczym lew, który przegonił przeciwnika. Elen, nie była wstanie się powstrzymać i mocno go przytuliła.
- Mam nadzieję, że się nim nie przejęłaś? - zapytał, ale ona pokręciła przecząco głową. - No, dobra, to może pójdziecie ze mną, odwiedzić, Mglistego.
- Tak! - usłyszał chórek złożony z trzech dziewczęcych głosików.
Wydawało się, że, Elen, zapomniał o złośliwych słowach małego krasnoluda, jednak utkwiły one w jej sercu, niczym kolec. Znów zaczęła przyglądać się miejscowym elfom i zastanawiała się, kim właściwie jest. Chciała być prawdziwą córką, Thorina i gotowa była zrobić wszystko, by tak się stało.
Pewnego dnia, późnym wieczorem wracała z królem, do zamku. Spędzili wspólnie popołudnie na łąkach, obserwując pasące się konie. Dziewczynka podskakiwała radośnie trzymając go za rękę, gdy nagle coś przykuło jej uwagę. Zatrzymała się i wpatrywała w krasnoludy wychodzące z kopalni, wyglądała niczym kamienny posąg.
- O co chodzi, Kwiatuszku? - zapytał król.
Wskazała palcem na sporą grupkę krasnoludzkich górników, którzy właśnie wychodzili z kopalni. Nie wyglądali na zmęczonych, szli luźnymi grupkami, uśmiechając się i tocząc ożywione rozmowy, a ci, którzy zauważyli, Thorina, kłaniali się, i pozdrawiali go. Dla dziewczynki, był to hipnotyzujący widok i w końcu wydusiła z siebie.
- Dlaczego oni tak późno wychodzą z kopalni?
- Późno? - Krasnolud zaśmiał się. - Dla prawdziwego krasnoluda kopalnia jest jak drugi dom. Niektórzy z nich mogliby spędzić tam całą noc. Pracują tam razem, z przyjaciółmi…
Oczy dziewczynki rozszerzyły się jeszcze bardziej i wtrąciła się w jego wypowiedź, krzycząc:
- Ja zostanę w kopalni na noc!
Zanim, Thorin, zdążył zareagować, puściła jego rękę i pędem ruszyła przed siebie. Zupełnie zaślepiona swoim planem, który miał z niej zrobić krasnoluda. Zaczął za nią biec, krzycząc:
- Stój!
Dziewczynka go nie słuchała, ale w końcu zdołał ją złapać zanim wbiegła do środka.
- Puść mnie. Puść!!! - krzyczała i szarpała się, jakby była w potrzasku.
- Elen, co w ciebie wstąpiło? Kopalnia, to nie miejsce dla dziecka!
Thorin, zwiększył nieco siłę uścisku, ale nie na tyle, by zrobić jej krzywdę, a ona spojrzała na niego wściekle.
- Chciałeś powiedzieć, że to nie miejsce dla elfa - syknęła, a po jej policzku popłynęły łzy.
Krasnolud westchnął i spróbował mówić, jak najspokojniejszym głosem.
- Dobrze wiesz, że nie to miałem na myśli. Chociaż to prawda, że jesteś delikatna jak elf i…
- I, co?! To, po co dawałeś mi ten naszyjnik, jeśli nie wierzysz, że mogę być jedną z was!!!
Król miał już dość, złapał dziewczynkę za ramiona i lekko nią potrząsnął.
- Posłuchaj mnie, Maleństwo. Mam dosyć twoich krzyków. Jesteś dla mnie wszystkim, nie ważne czy jesteś elfem, czy krasnoludem, a teraz wracamy do domu i zabraniam ci wchodzić do kopalni.
Dziewczynka spojrzała na niego, ale czuła, że lepiej zrobi, jeśli teraz go posłucha. Wydawał się naprawdę zdenerwowany, choć szybko mu to przeszło. Kiedy pół godziny później kładł ją do łóżka, starał się być dla niej bardzo czuły.
- Co ci jest, Kwiatuszku? - zapytał odgarniając włosy z jej twarzy.
- Chcę być krasnoludem - szepnęła.
- Wiesz, że to niemożliwe, ale…
- Chce iść do kopalni.
- Skończyliśmy ten temat - powiedział, starając się powstrzymać złość. - Opowiem, ci bajkę.
- Nie chcę. Zasnę sama - odpowiedziała i odwróciła się do niego plecami.
Thorin, spojrzał na nią ze smutkiem i chciał już coś powiedzieć, ale powstrzymał się. Ucałował dziewczynkę, przykrył ją i wyszedł z pokoju, a Elen, została sama ze swoimi myślami. Zastanawiała się, dlaczego król nie rozumie tego, a może on nie chciał, żeby była krasnoludem? Może wcale jej nie kocha? Nie mogła już tego wytrzymać i postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Wyślizgnęła się po cichu z łóżka i ubrała, miała już cały plan w głowie. Tuż przed wyjściem z pokoju uznała, że jeśli zamierza zostać w kopalni całą noc, to może lepiej, jeśli zostawi list. Po chwili wymknęła się po cichu z zamku, a na jej łóżku leżała kartka.
„Zostanę na noc w kopalni. Wrócę rano, jako prawdziwy krasnolud. Nie jestem elfem.”
Jak zwykle, jej elfie zdolności skradania się, bardzo jej pomogły i niezauważona rzez nikogo pokonała trasę do swojego celu w niecałe 20 minut. Stanęła pewna siebie, przed mosiężną brama do kopalni, która nie była zbyt dokładnie zamknięta, wystarczyło tylko prześlizgnąć się pomiędzy dwiema jej częściami, co nie było trudne dla kogoś tak małego, jak Elen.
Dziewczynka była pewna tego, co robi, ale w miarę schodzenia w głąb kopalni zaczęła ją opuszczać pewność siebie. Nieliczne pochodnie, dawały słabe oświetlenie, poza tym było tam naprawdę ciemno i duszno. Powoli opuszczała ją odwaga, coraz częściej oglądała się za siebie i nagle poczuła, że ziemia pod nią się osuwa. Wpadła do dołu, który nie był zbyt głęboki, ale mimo podskakiwania nie mogła się z niego wydostać. W końcu zrezygnowała i usiadła na ziemi. Stwierdziła, że skoro zamierzała spędzić tam noc, to równie dobrze mogła zostać w dole. Problem polegał na tym, że zaczęło robić jej się coraz zimniej i zatęskniła za swoim miękkim łóżkiem. Mimo to zagryzła wargi i szepnęła:
- Nie jestem elfem.
W tym samym czasie, Thorin, miał już iść spać, ale postanowił jeszcze zajrzeć do pokoju dziewczynki. Dręczyły go wyrzuty sumienia, że może zbagatelizował jej problem i powinien z nią porozmawiać. Nigdy nie widział, żeby była tak zdeterminowana i zła. Wszedł po cichu do pokoju dziewczynki i od razu spostrzegł, że łóżko jest puste. Zauważył też kartkę, którą po przeczytaniu zgniótł i cisnął na podłogę. Po chwili wybiegł wściekły z jej pokoju, dobrze wiedząc gdzie ma się kierować. Pół godziny później znalazł się już w przyciemnionych korytarzach kopalni i po chwili usłyszał cichy płacz dziewczynki, która zaczynała mieć już dość tego strasznego miejsca. Straszniejsza jednak okazała się wściekłość, którą zobaczyła w oczach krasnoluda. Nawet nie zaprotestowała, kiedy w milczeniu wyciągnął ją z dołu i dokładnie obejrzał. Upewniwszy się, że nic jej nie jest, wziął ją na ręce i wciąż nic nie mówiąc zaniósł ją do zamku. Odezwał się do niej dopiero, gdy rzucił ją na jej łóżko.
- Zabroniłem ci tam iść. Powiedziałem, że to nie miejsce dla ciebie.
- Dlaczego? Bo jestem elfem!
Po jej policzkach płynęły łzy.
- Maleństwo, posłuchaj mnie…
- Nie nazywaj mnie tak!!! Nie jestem twoim Maleństwem i nie będę cię słuchać!!!
Elen, sama nie wiedziała skąd bierze się w niej ta złość, choć zdawała sobie sprawę, że postąpiła źle. Thorin zaś poczuł, że nie może już powstrzymać swojego zdenerwowania. Chciał dla niej, jak najlepiej, ale zdawało się, że jego tłumaczenia, zupełnie do niej nie docierają. Podszedł do niej szybkim krokiem i za nim się zorientowała, była już przełożona przez jego kolana. Krasnolud dał jej kilka szybkich, mało bolesnych klapsów, a gdy tylko usłyszał jej płacz, przerwał natychmiast i wyszedł z jej komnaty. Zanim zamknął drzwi usłyszał jak dziewczynka krzyczy:
- Nienawidzę cię!!! Nienawidzę cię!!! Nienawidzę cię!!!
Leżała na łóżku i płakała, ale nie z bólu, tylko ze smutku. Czuła, że naprawdę zrobiła źle, a Thorin, martwił się o nią, jak zawsze i gdyby dostatecznie długo go namawiała, to na pewno zgodziłby się, i poszedł z nią do kopalni. Zamiast tego uciekła i przysporzyła mu zmartwień. Chciała znów znaleźć się w jego silnych ramionach, w których czuła się kochana i bezpieczna. Wiedziała, że kiedy król był zły zazwyczaj siedział na swoim tronie, dlatego wybiegła ze swojego pokoju i udała się prosto do sali tronowej. Nie pomyliła się, Thorin, tam był i wyglądał na smutnego, ale gdy ją zobaczył, uśmiechnął się, i zachęcająco wyciągnął do niej ręce. Podbiegła do niego i po chwili siedziała już na jego kolanach, otulona jego płaszczem. On delikatnie głaskał ją po włosach.
- Uspokoiłaś się już? Czy teraz mnie posłuchasz?
Przymrużyła oczy wsłuchując się w jego głęboki głos i po chwili kiwnęła głową.
- Nie możesz wiecznie walczyć z tym, że jesteś pół elfem. Nigdy nie zostaniesz krasnoludem, ale mnie to nie obchodzi. Uwierz mi, kocham cię i jestem z ciebie dumny. Z mojego małego pół elfa, który zawsze musi postawić na swoim. Jesteś, moim Maleństwem.
Uśmiechnął się do niej i ucałował, ale ona wtuliła głowę w jego pierś, i szepnęła:
- Przepraszam.
- Już się nie gniewam, że poszłaś do kopalni.
- Ale ja nie za to przepraszam - Zapłakała.
- Więc za co?
- Powiedziałam, że cię nienawidzę, ale to nieprawda, nieprawda… Ja… Cię… Ja…
Zaczęła tak mocno płakać, że nie potrafiła dokończyć zdania. Widząc to, Thorin, odsunął ją delikatnie od siebie, tak by widzieć jej twarz i powiedział:
- Wiem, że mnie kochasz. Myślisz, że uwierzyłem w to, że mnie nienawidzisz. Posłuchaj, miłość jest sto razy silniejsza od nienawiści. Jeśli powiesz komuś raz, że go kochasz to on tak łatwo nie uwierzy w twoją nienawiść. No już dobrze, kocham cię Kwiatuszku.
Elen patrzyła na niego chwilę, po czym rzuciła mu się na szyję i szepnęła:
- Tatusiu.
To był pierwszy raz, kiedy nazwala go „tatą”. Thorin często zastanawiał się, dlaczego nie chce go tak nazywać. Teraz zrozumiał, że musiała poczuć się w pełni zaakceptowana. Przytulił ją mocno, wtulając twarz w jej włosy i poczuł, jak wreszcie opada z niego napięcie. Jego mięśnie się rozluźniły, a serce zwolniło. W końcu trzymał, Swoje Maleństwo, w ramionach, bezpieczne i spokojne. Tak spokojne, że po chwili usnęło, trzymając go wciąż za warkocz, jakby chcąc być pewne, że on wciąż tam jest.
Stał się jej prawdziwym ojcem, nawet, jeśli, gdzieś tam, w zatęchłej puszczy, czekał na nią, Thranduil.
:) O to kolejny rozdział. Z wstydem muszę przyznać, że to jeden z najgorszych. W oryginalnej wersji był pisany trochę na siłę, także i teraz nie byłam w stanie jakoś super go poprawić.
Co do reakcji, Thorina, no to myślę, że i tak zareagował bardzo łagodnie. Nie, ja go wcale nie bronię, ja po prostu znam przyszłość :)
W sumie ten rozdział pokazuję relacją pomiędzy nim, a Elen. I serio, jak ja moglam przegapić ten moment, że nigdy wczesniej nie nazywała go "tatą".

Miłego czytania i liczę na wasze komentarze :)

Poprzedni: Porzucone dziecko (hobbit fanfiction) Rozdzial 5.

Następny: Porzucone dziecko (hobbit fanfiction) Rozdzial 7.
© 2014 - 2024 Demeter19
Comments7
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Wierszownikk's avatar
Ło, ale żeś tych przecinków nawstawiała. Za dużo :D
Utknęłam na tym rozdziale, nie mam kiedy dalej przeczytać. A szkoda, bo mignął mi gdzieś w nowszych częściach Legolas